poniedziałek, 19 maja 2014

mieszane uczucia

Długo mnie nie było. Skłamałabym, gdybym napisała że powodem mojej nieobecności była praca, nauka czy ogólnie pojęty brak czasu.
Na początku rzeczywiście tak było. Powrót do pracy, trochę mnie przytłoczył tym bardziej, że równocześnie z nim zaczęłam drugą szkołę. Kiedy się już wdrożyłam i opracowałam skuteczny system działania, który mieścił się w dwudziestu czterech godzinach...nie wiedziałam czy chcę tu wrócić. Tym bardziej, po rozmowie z moją przyjaciółką, która wycofała się twierdząc, że wszystkie tutaj jesteśmy w pewnym sensie hipokrytkami. Zgadzam się z nią. Niby się wspieramy, niby udzielamy sobie rad, razem przeżywamy wzloty i upadki. To prawda. Wspieramy się dążeniu do autodestrukcji, jednocześnie twierdząc, że martwimy się gdy któraś z nas zaczyna jest patologicznie mało nawet jak na nasze standardy. Czyż nie o to w końcu chodzi? Pozbyć się kilogramów za wszelką cenę? Każda ( albo prawie każda) z nas chciałaby wyeliminować jedzenie ze swojego życia, ale tylko nieliczne mają wystarczająco dużo siły ( albo są wystarczająco chore- jak kto woli). Razem przeżywamy upadki- tak to prawda. Bo przecież często nam się zdarzają, lubimy mieć poczucie, że nie tylko ja upadam, nie tylko ja jestem słaba i nie tylko ja po raz już niezliczony muszę zaczynać od początku, bo zawaliłam. Wspólne upadki są proste, ale wzloty? Tak, gratulujemy sobie, ale czyż gratulacje nie są tylko uprzejmą formą zawiści. Przyznajmy się. Która z nas nie czuje ukłucia zazdrości kiedy czyta posta, w którym dumnie figuruje waga niższa od naszej własnej? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.
Tak jesteśmy hipokrytkami, ale paradoksalnie naprawdę potrzebujemy siebie na wzajem. Uświadomiła mi to wczoraj znów moja przyjaciółka. Rozmawiałyśmy o tym, jak ciężko jest wracać do zdrowia. Jak nie cierpimy powracającego regularnie okresu, za małych ubrań i braku umiejętności głodowania. Jak nie lubimy zdrowia. Zdrowia? Jakoś mi to wszystko nie pasowało. Jak możemy twierdzić, że jesteśmy zdrowe, skoro tęsknimy za czasami w których potrafiłyśmy tydzień przeżyć na wodzie. To też nie jest zdrowie i o ile prowadząc bloga godzę się na pewnego rodzaju hipokryzję, o tyle nie oszukuję sama siebie, że jestem normalna. Traktuję to miejsce jak ośrodek terapeutyczny. Eksperymentalny. Jeżeli gdzieś mogę nabrać dystansu to tutaj. Potrzebuję tego miejsca i Was. Chociażby, po to, żeby pamiętać, że jestem nienormalna.
Bo naprawdę niebezpiecznie zrobi się wtedy kiedy udam, że o tym nie wiem.

Co do spraw dietowych.
Mam dwa tygodnie wolnego, które muszę wykorzystać na zaliczenie jeszcze dwóch egzaminów i zebranie sił. Potem wracam do pracy, ale raczej nie na długo. Moje życie zawodowe bardzo się skomplikowało, ale to długa historia.
Minął jeden z najgorszych dla mnie okresów cyklu czyli dni płodne. Powoli wszystko wraca do normy: cera robi się gładka, woda wyparowuje ze mnie w ekspresowym tempie, wzdęty brzuch wraca do swoich naturalnych rozmiarów, znów czuję się lekko i komfortowo. Tak będzie jeszcze przez jakiś tydzień, a potem kolejny bój z hormonami. Dam radę.
Ważenie i mierzenie wyznaczam na 31 maja.  Marzy mi się czwórka z przodu. I Kraków. Kraków mi się marzy ^^

Trzymajcie się Chudzinki :*


4 komentarze:

  1. W sumie masz rację co do hipokryzji. Trzeba przyznać wiele z nas się tak zachowuje, ale niekiedy widząc niższą, figurującą wagę na innym blogu chcemy być lepsze. Mamy cel, by za wszelką cenę dojść do takiej samej wagi...
    Bardzo ciekawy post, który wspaniale się czyta ;)

    Zapraszam na mojego bloga (dopiero zaczynam, więc może nie być rewelacji, ale warto spróbować jeszcze raz).

    Trzymaj się Chudo ;*

    ifat-thin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że wróciłaś. Tęskniłyśmy. To prawda, że wzajemnie się wyniszczamy, ale bez Was nie wiem jakby to się wszystko potoczyło. Przynajmniej mam jakiekolwiek wsparcie.
    Wczoraj rozmawiałam o mojej "chorobie" z chłopakiem. Chciałam, bo usłyszał jak wymiotuje po jednej z naszych kolacji. Musiałam mu powiedzieć, ze wymuszam wymioty. Zareagował krzykiem. Spodziewałam się tego. Nie mogę wymagać od niego, aby pogłaskał mnie po głowie i powiedział, że dobrze robię. Zapytał, czy nie jest mi żal jego i rodziców. Czy nie żal mi mamy, która widzi "jak umieram na jej oczach"? Trafiło to do mnie, ale nie jestem na tyle silna, aby to zmienić. Muszę osiągnąć cel. Innego wyjścia nie ma.

    Kocham! :* Jesteśmy z Tobą. Bądź silna!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. kraków. moze sie miniemy gdzies? na pewno się wybiorę w najbliżym czasie.
    dobrze że wrociłaś.
    jesli uznasz ze jednak czas zmykać-akurat tutaj masz wybòr

    OdpowiedzUsuń
  4. Brakowalo mi Ciebie Gorzka. Masz podejscie do naszej choroby, ktore wywoluje u mnie uczucie, ze faktycznie nie jestem sama. Czasem czytajac inne posty dziewczyn, ktore nie maja watpliwosci czuje sie osamotniona. Ktos chce schudnac za wszelka cene i jest tego pewien, kto inny jest chory, ale chce zyc normalnie i z tym walczy. Ja ciagle sie miotam miedzy jednym a drugim... i mam wrazenie ze Ty najlepiej umiesz ten stan opisac... pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń