czwartek, 28 lutego 2013

Podsumowanie lutego

Warte uwagi w mijającym miesiącu:
1) Oddanie krwi ( mam zamiar wrócić do robienia tego regularnie)
2) Przeczytane:  J. Bolewski Głębia Goethego ( mam nadzieję, że uda mi się znaleźć czas na więcej pozauczelnianych książek )
3) Ostateczne zakończenie Historii o Fauście ( jeden z moich celów zrealizowany)
4) 20 lutego: PIERWSZE SAMODZIELNE KROCZKI JASIA
5) 21 lutego: PIERWSZY ZĄBEK JASIA 
4) Waga : 53,7 kg ( w zasadzie bez zmian, + 0,4 kg)
     Wymiary:
Biust: 81 cm ( było: 83 cm)
Talia: 64,5 cm ( było: 65 cm)
Biodra: 81 cm ( było: 83 cm)
Pupa: 88 cm ( bez zmian)
udo: 45 cm ( bez zmian)
ramię: 25 cm
nadgarstek: 15 cm

Moim postanowieniem na marzec jest ustabilizowanie swojego odżywiania. Potrafię jeść, albo za mało, albo za dużo. Od teraz mam zamiar z tym skończyć.
Zasada nr 1: Jeść 3 posiłki dziennie.
Zasada nr 2: Nie omijać posiłków.
Zasada nr 3 : CODZIENNIE robić bilans.
Zasada nr 4: Ni jeść, po 18:00

Następne ważenie: 31 marca 2013 r. Mam nadzieję, że uda mi się trzymać z daleka od wagi.



nareszcie wyszło słońce

niedziela, 24 lutego 2013

Spotkanie

Cóż. Jestem Wami trochę rozczarowana Motylki. Czy my żyjemy na innych kontynentach co najmniej?
Nie wiem, myślałam że kupienie biletu i kilka godzin w pociągu to nie jest wyczyn zasługujący na miano ekstremalnego.
W każdym razie, dla wszystkich odważnych, zdeterminowanych i zainteresowanych.
Ustalam termin i miejsce MOTYLKOWEGO SPOTKANIA na:



30 sierpnia 2013 r. (piątek),
Dworzec Centralny w Warszawie

Wszystkie dziewczyny które się zdecydują ( i wszystkie które mają na to ochotę), proszone są o podanie tej informacji na swoich blogach. Im nas będzie więcej, tym lepiej :)


sobota, 23 lutego 2013

Spotkanie motywacyjne :)

Siedzę sobie chora w domu i marzę o lecie. Odwiedzam Wasze blogi, u jednych z Was jest super, u innych gorzej, brak chęci i motywacji. Mnie też właśnie dopadł ten drugi stan. Podobno w przyrodzie musi być równowaga, kiedy u jednych jest rewelacyjnie u innych musi być gorzej. Podobno. Jestem typem eksperymentatorki.
Co byście powiedziały na ustalenie daty NASZEGO SPOTKANIA. Najlepiej latem- kiedy będziemy już szczupłe, piękne i uśmiechnięte. Niech ta magiczna data nas motywuje do pracy.
Nie wiem jak Wy, ale ja chyba chciałabym poznać, chociaż raz spotkać Was- te wszystkie wspaniałe dziewczyny z którymi dzielę codzienne radości i troski.
Wybierzmy czas i miejsce ! Kto jest za?







Moja propozycja to: GDAŃSK,  30 sierpnia

wtorek, 19 lutego 2013

Mistrz i Małgorzata, historia prawdziwa ( część XI, ostatnia)

Następnego dnia, po spotkaniu pod biblioteką byłam na uczelni. Zajęcia odbywały się zgodnie z planem, który nawiasem mówiąc jest ogólnie dostępny dla każdego na stronie wydziału. Wykład z praw człowieka został nagle przerwany wejściem kuriera z bukietem białych róż, który szukał...mnie. Co do cholery? - pomyślałam. Bez słowa podpisałam jakiś świstek i wzięłam kwiaty nie chcąc czynić zamieszania, które i tak już powstało jeszcze większym. Na bileciku dwa słowa: Miłych zajęć. Do końca wykładu zastanawiałam się kiedy nieopatrznie powiedziałam mu jakie kwiaty lubię najbardziej. Kiedyś na pewno, bo właśnie takie leżały teraz obok mojego notatnika pożerane płonącym z ciekawości wzrokiem moich towarzyszek. Zaraz po wyjściu z sali bukiet trafił do kosza, a ja dzielnie opierałam się gradowi pytań. Identyczna sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy.
 Kiedy powoli zaczynałam poddawać się rosnącej panice i mani prześladowczej, wszystko ustało- zamilkł mój telefon, skrzynka mailowa była pusta, nie pojawił się żaden nowy bukiet kwiatów. Uspokoiłam się, przestałam oglądać się za siebie na każdym rogu.
To był wieczór jak każdy inny. Kąpaliśmy Jasia, zadzwoniła K.- moja przyjaciółka jeszcze z czasów gimnazjum. Powiedziała, że musi ze mną pilnie porozmawiać i żebyśmy spotkały się w parku blisko miejsca w którym mieszkam, kiedy będę już wolna. Zgodziłam się. Nakarmiłam Jasia, poczekałam aż zaśnie i zaczęłam zbierać się do wyjścia. P. z jakiegoś powodu nie chciał mnie wypuścić, kiedy opierałam się jego propozycji odprowadzenia mnie, kazał mi chociaż zabrać psa. Na to mogłam się zgodzić. Z owczarkiem niemieckim na smyczy rzeczywiście poczułam się bezpieczniejsza wychodząc późnym wieczorem z domu.
Docierając do umówionego miejsca byłam spóźniona. Zdziwiłam się więc, że K. nie ma nigdzie w zasięgu mojego wzroku. Ona rzadko się spóźniała, a już na pewno nie wtedy kiedy ma coś ważnego do powiedzenia. Wybierałam właśnie numer, żeby do niej zadzwonić kiedy usłyszałam za sobą kroki. Glany, ona zawsze nosi glany. Schowałam telefon z powrotem do kieszeni kurtki. Kiedy zamiast mojej przyjaciółki zobaczyłam A. ugięły się pode mną kolana. Oplotłam smycz w okół nadgarstka przyciągając psa bliżej siebie. Wszystkie moje mięśnie były napięte, gotowe do działania.
- Co tutaj robisz? Jestem tu umówiona, czekam na kogoś- z całych sił starałam się ukryć drżenie w głosie.
- Wiem. Czekasz tu na mnie- jego teatralny szept był lodowaty, wyprany z emocji. Przerażał mnie. Rozejrzałam się nerwowo. Marnie oświetlony brudnym światłem nielicznych latarni park był pusty. Byliśmy sami.
- Nie. Czekam tu na K.
- Tylko tak ci się wydaje. Poprosiłem ją, żeby cię tu ściągnęła- - był porażająco opanowany, niemal posągowy.
- Co zrobiłeś?!- natychmiast wyparował cały mój niepokój. Byłam wściekła, chyba jeszcze bardziej niż na niego, na K. której bezgranicznie ufałam- Ona nigdy by się na to nie zgodziła.
- Nie bądź niemądra. Przecież wiesz jak działam na kobiety- syczał. On jest, aktorem, jest aktorem, bawi się tobą- powtarzałam sobie w myślach jak mantrę, patrząc w jego przerażająco nieruchome oczy utkwione w moich własnych źrenicach.
- Czego chcesz? - zrobiłam agresywny krok w jego stronę. Mojemu ciału przypomniało się, że też jestem artystką.
- Doskonale wiesz czego chcę- zbliżył swoją twarz do mojej tak, że dzieliło nas najwyżej kilka centymetrów. Czułam na sobie jego oddech.
- Rozmawialiśmy o tym- cofnęłam się- Powiedziałam już wszystko.
- Dobrze- wiem- że - kłamiesz- cedził każde słowo- Nie oszukuj mnie! Będziesz moja rozumiesz?! Musisz być moja! Kochasz mnie i wiesz o tym tak samo dobrze jak ja! - krzyczał.
- Przestań! - mój głos poniósł się po pustych alejkach.
- Nigdy nie przestanę!- złapał mnie za nadgarstki i szarpnął- Nigdy!- próbowałam się wyrwać, nie puszczał mnie, był silny, uścisk jego dłoni sprawiał mi ból.
- Boli!- znów podjęłam próbę uwolnienia się. Wtedy on szarpnął mnie w ocenie suki którą trzymałam przy sobie cały czas, zdecydowanie zbyt  mocno. Owczarek  pociągnął smycz i obnażył zęby , złapał A. za rękaw kurtki, a wtedy on uwolnił moje dłonie. Odciągnęłam psa i uciekłam.
Natychmiast zadzwoniłam do K.
- Jak mogłaś?! Ufałam ci! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś, z tego co się mogło stać?!- krzyczałam kiedy tylko usłyszałam w słuchawce jej niepewne:  Słucham?
- Ala, on powiedział że się zabije jak cię nie zobaczy ! Powiedział że go ignorujesz, nie odbierasz telefonów. Przepraszam cię. Wybacz.
- Nie przyszło ci do głowy, że skoro nie odbieram od niego telefonów to mam jakiś powód?! Nie mogłaś zadzwonić do mnie?!
- Ala, przepraszam...- usłyszałam łzy w jej głosie, ale to tylko bardziej mnie rozjuszyło.
- Ty się nazywasz moją przyjaciółką?! Nie chcę cię więcej widzieć.
-Ala, ja..- przerwałam połączenie.





Goethe jako jeden z najbardziej cenionych twórców wszech czasów doczekał się setek, jeśli nie tysięcy swoich biografii. Faust jako dzieło jego życia, zajmuje w każdej z nich wyjątkowe miejsce. Liczni badacze poświęcają wiele lat i  setki stron, by zgłębić tajemnice największego dzieła Mistrza. Wielu z nich wiele uwagi poświęca Małgorzacie. Tak na imię miała pierwsza wielka miłość Goethego, wielu szuka także analogii do Zuzanny Małgorzaty Brandt- zabójczyni swojego dziecka, publicznie straconej  w styczniu 1772 roku.
Faustowska Małgorzata określana bywa jako wybawienie zagubionego doktora, jego jedyna prawdziwa miłość będąca drogą do zbawienia, początek i koniec jego prawdziwego życia.
W rzeczywistości Małgorzata jest biernym naczyniem wypełniającym się emocjami, lękami i wątpliwościami Fausta. Jest kobietą która nigdy nie powinna była go spotkać. Goethe nie bez powodu uczynił ją początkiem i końcem. Wyrzekając się fatalnej miłości Małgorzata odzyskała spokój. Stracona. Wybawiona.

Wracając do domu byłam nikim innym, tylko Małgorzatą: upokorzoną, zgwałconą, zrozpaczoną. Pękało mi serce. Wyprowadzona z równowagi prawie biegłam. Zwolniłam, żeby dać sobie więcej czasu na dojście do siebie. Popatrzyłam w zachmurzone niebo, drobne kropelki wilgotnego powietrza osiadały  mi na twarzy. Powoli uspokajał się mój oddech, przychodziło oczyszczenie. Nagle wszystko stało się jasne. Nasza historia nie zaczęła się tamtego deszczowego dnia podczas pierwszej próby do Fausta, nie zaczęła się nawet wtedy kiedy zobaczyliśmy się po raz pierwszy. Wszystko zaczęło się w południe, 28 sierpnia 1749 roku we Frankfurcie, kiedy wraz z uderzeniem dzwonów przyszedł na świat Johann Wolfgang Goethe.
Odpowiedź była prosta. Żyć tak jakby Goethe nigdy nie napisał Fausta, jakby Małgorzata nigdy się nie zakochała, a setki Chojniczan nie były świadkiem żadnego pocałunku. Skoro nie mogę go znienawidzić, muszę zapomnieć, że go kocham.
Trzeba tylko zatrzeć ślady, spakować do pudełka klika jego książek, bransoletkę, scenariusz z poprawkami i kilkadziesiąt stron notatek i oddać w ręce kuriera. Nie utrudniaj tego, Małgorzato. Już dość.


Talenta nie rodzą się jak grzyby, a geniusze nie rosną jak drzewa w lesie. Oprócz kilku wyjątkowych, którym dar przyrodzony za wszystko wystarczył, wszyscy inni najznakomitsi musieli pracować nad sobą, uczyć się, trudzić, cierpieć i myśleć przez całe życie, po każdy kwiat się schylać, wspiąć się, po każdy owoc. Goethe może więcej niż wszyscy inni i dlatego wysokie natchnienie połączył z najwyższą sztuką i dlatego policzony jest między nieśmiertelnych mistrzów, dla których nie ma granicy ani miejsca, ani czasu.
( Hugo Zathey, Kilka uwag nad życiem Goethego)










poniedziałek, 18 lutego 2013

Jaśko choruje. To wprowadza spore zamieszanie.
Pochłania mnie ostateczna konkluzja nad historią Mistrza i Małgorzaty. Marzec chciałabym już zacząć bez tego bagażu.
Mętlik w głowie.
Kolejne ważenie 28 lutego.

Aha...znalazłam swój wymarzony Dom. Miejsce które samym swoim widokiem mnie wycisza i uspokaja. Jak Wam się podoba Motylki ?

Chata ma ponad 100 lat. Jest perfekcyjnie odrestaurowana. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia :)









niedziela, 17 lutego 2013

Mistrz i Małgorzata, historia prawdziwa ( część X )

Nie odbierałam telefonów, nie odpisywałam na maile i sms-y, ignorowałam prośby o spotkanie. Płakałam tylko czasem.
Jesienią odcięcie się od tego wszystkiego stało się jeszcze prostsze. Studia prawnicze pochłaniały większość mojego czasu. Zaczęłam wstawać o 5:00, żeby dojechać 50 km na uczelnię i zdążyć na poranne zajęcia. Wracałam wieczorem, kąpałam Jasia i uczyłam się. Wolne dni poświęcałam synkowi. W miarę upływu czasu liczba połączeń i wiadomości stopniowo się zmniejszała.
Dni mijały jeden za drugim w ekspresowym tempie. Ledwo się obejrzałam, a już musiałam zacząć się przygotowywać do sesji. Schowana za stosem kodeksów i orzeczeń długie godziny spędzałam w bibliotece.
Tamten dzień nie różnił się niczym od innych. Weszłam do czytelni zaraz po otwarciu,  chwilę porozmawiałam ze znajomą już bibliotekarką, skompletowałam potrzebną literaturę i zostawiłam legitymację na biurku. Usiadłam przy swoim ulubionym stole na końcu sali. Godziny mijały, przewinęło się kilka osób. Zrobiłam sobie krótką przerwę na kawę chwilę przed moim ulubionym momentem dnia. Najlepiej pracuje mi się kiedy za oknami zrobi się już ciemno. Tamtego dnia padał gęsty śnieg, chwilę patrzyłam jak miękko otula brudny, przepełniony parking. Zapaliłam małą lampkę na swoim stole i pogrążyłam się w nauce. Przed 18:00, poganiana przez znaczące pochrząkiwania bibliotekarki zebrałam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Chwilę zajęło mi odnalezienie numerka z szatni. Kiedy odzyskałam już kurtkę i opatuliłam się szczelnie długim szalikiem, celowo sprowokowałam swoją obecnością mechanizm rozsuwanych drzwi, które wypuściły mnie na ulice coraz bardziej białego miasta.
- Alicja!
Stopa poślizgnęła mi się na stopniu schodów, gwałtownie złapałam się poręczy, żeby nie spaść. Słyszałam uderzenia własnego serca. Odwracając głowę miałam ochotę zamknąć oczy.
- Uważaj, bo spadniesz.- już nie miałam wyboru, musiałam znowu spojrzeć mu w oczy.
- Co ty tu do cholery robisz?- syknęłam.
- Czekam na ciebie- był bezczelny.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Nie dawałaś znaku życia, musiałem sprawdzić czy wszystko w porządku.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie- chyba się bałam.
- To nie ma znaczenia. Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
- Dlaczego nie dasz mi po prostu spokoju?
- Bo cię kocham.- wiedziałam już, że muszę to zrobić. Miałam ochotę uderzyć go w twarz. Nienawidziłam go za to do czego mnie zmusił.
- Ja ciebie nie kocham- zaskakująca była dla mnie moja siła i stanowczość.
-Spójrz mi w oczy- natychmiast wykonałam polecenie. Cofnęłam się o krok kiedy zobaczyłam łzy i przerażenie w jego oczach, byłam pewna że odbiły się w moich- I teraz powtórz to co powiedziałaś.
- Nie- kocham- cię- natychmiast opuściłam głowę, żeby już nie musieć na niego patrzeć.
- Wiem, że kłamiesz. Znajdę cię, wszędzie rozumiesz? Nie schowasz się przede mną. Wiem o tobie wszystko- szeptał. Nie dotykał mnie, a ja mimo to czułam się uwięziona w tamtym miejscu. Podniosłam głowę i zobaczyłam tamten spokój. Widziałam go już. Jeden jedyny raz, z ogromną nadzieją, że nie zobaczę go już więcej.
Odwróciłam się i odeszłam. Nie spojrzałam za siebie. Zdecydowanie wolę jak krzyczy.


cdn.




piątek, 15 lutego 2013

Mistrz i Małgorzata, historia prawdziwa ( część IX)

Przebywając na oddziale miałam tylko jedno marzenie: zabrać synka na spacer.
Do domu wróciliśmy na początku czerwca, choć jeszcze nie kalendarzowe, lato było w pełni. P. wychodził do pracy wcześnie rano, wracał najczęściej późnym popołudniem.
Około godziny ósmej rano podawałam Jasiowi porcję mleka, zakładałam lekkie body i usypiałam. Śpiącego wkładałam do wózka i wychodziłam z domu. Kiedy tylko zamykałam za sobą drzwi budził się we mnie dziwny niepokój i niepewność. Dopiero po kilku dniach zdałam sobie sprawę ze źródła tych uczuć. W dniu spektaklu dyplomowego A. byliśmy jeszcze z Jasiem w szpitalu. Nie pojawiłam się więc, ani nie kontaktowałam się z nim od czasu tamtej nocnej rozmowy. Szukałam go. Godzinami pchałam wózek, po chodnikach i parkowych alejach, które otaczały miejsca w których mógłby być, wielokrotnie wracałam do tych w których byliśmy razem. Chciałam spotkać go przypadkiem, chociaż zobaczyć z daleka. Pielgrzymowałam niemal codziennie, nie mając nawet pewności czy szukam we właściwym mieście.
Byłam bardzo zmęczona wydarzeniami ostatnich miesięcy. Postanowiłam wykorzystać koncert na zakończenie roku artystycznego zespołu w którym tańczyłam przed maturą, by oderwać się na chwilę od tego wszystkiego. Przekraczając próg Centrum Kultury odetchnęłam z ulgą.
Wpadliśmy na siebie przed drzwiami sekretariatu.
- A.? Co ty tutaj robisz?- z zaskoczeniem stwierdziłam, że uczuciem które mnie zdominowało był strach.
-Staram się tu o stanowisko instruktora teatralnego. Ładnie wyglądasz. Z Jasiem już wszystko w porządku?
-Tak, dziękuje.
-Masz chwilę? Może byśmy zamienili kilka zdań?
Spojrzałam na zegarek. Do koncertu zostało jeszcze pół godziny.
-No dobrze. Sala baletowa powinna być wolna. Chodź.
Podążył za mną korytarzem. Niepewnie nacisnęłam klamkę, drzwi jednak ustąpiły. Lustrzana sala przywitała nas mnogością naszych własnych odbić.
-Witaj w mojej świątyni- nie wiem do kogo powiedziałam to bardziej: do niego czy do siebie. Oddychałam spokojnie. Rozkoszowałam się znajomą wonią drewna, linoleum i pasty do podłóg. Podeszłam do luster, przesuwając dłonią po lakierowanym drążku zrobiłam kilka kroków. Promienia zachodzącego słońca tańczyły w moich włosach. Poczułam ulgę. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się lekka i piękna.
A. w milczeniu podążał za mną wzrokiem. Wreszcie nasze spojrzenia skrzyżowały się na powierzchni szklanej tafli. Chwilę trwaliśmy w bezruchu, potem wspięłam się na palce i powoli odwróciłam stając twarzą do niego.
- Nie tylko na scenie jesteś tak oszałamiająco piękna. Tutaj też.
Nie odpowiedziałam.
-Brakowało mi ciebie.
- Mi ciebie też- natychmiast żałowałam, że to powiedziałam- Co u Ani?- przypomniałam sobie imię jego ostatniej dziewczyny.
- Nie jesteśmy już razem.
-Och. Przykro mi.
- Niepotrzebnie- ton jego głosu wibrował w moim ciele. I nagle, zupełnie oszołomiona obserwowałam zwielokrotnione odbicie dwojga obejmujących się ludzi. A. jest ode mnie dużo większy i silniejszy jednak zareagował natychmiast na napięcie moich mięśni. Odsunął się ode mnie, dzielący nas dystans pozostał jednak bardzo niewielki.
- Jesteś szczęśliwa?- nie wiedzieć czemu szeptał.
- Co to za pytanie? - moja odpowiedź padła równie cicho.
- Przepraszam cię. Ja po prostu, ja dużo myślałem o tym wszystkim. Wiesz, że to co nas łączy nie stało się tylko na scenie. Kocham cię i jeżeli istnieje chociaż cień szansy, że ty też coś do mnie czujesz to będę walczył. Nie mogę znów pozwolić ci zniknąć. Budowałem dziesiątki związków łudząc się, że jakaś kobieta zajmie w moim życiu twoje miejsce. Wiele razy zdradziłem cię fizycznie, ale tylko tobie tak naprawdę zawsze byłem wierny. Wiem, że masz dziecko, ale poradzę sobie z tym. Jestem gotowy stworzyć wam dom, zostać twoim mężem, wychować Jasia i pokochać go jak własnego syna, tylko daj mi szansę- w jego oczach widziałam swoje własne łzy.
-Powiedz coś! Dlaczego nic nie mówisz?!- delikatnie potrząsnął mną trzymając za ramiona. Z wielkim trudem przełknęłam gulę blokującą moje gardło.
-Co mam ci powiedzieć.
-Prawdę.
-Prawdę? Dobrze. Otóż prawda jest taka, że kocham cię,  że kochałam cię przez wszystkie te lata, płakałam z tęsknoty tysiąc razy wracając do książki którą mi dałeś, gryzłam z bólu ręce. Taka jest prawda, ale to niczego nie zmienia.  Mam dziecko, wychodzę za mąż, zrozum. Moje uczucia do ciebie nie mają znaczenia.
-Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Dlaczego, nie..- przerwałam mu w pół słowa.
- Dlaczego? A co miałam ci powiedzieć?! Cześć, wiem że od roku się nie widzieliśmy, ale ja muszę mieć teraz dziecko. Co ty na to? I co niby byś mi powiedział?!
- Nie wiem. Musiałbym to przemyśleć. Wiem, że mimo to jeszcze wszystko może być inaczej. Uwierz. Daj nam szansę. Co mam zrobić? - jego gwałtowność i rozpacz ciążyły mi niemal fizycznie.
- Zapomnij.
-Zapomnij?! Zapomnę, jak powiesz mi prosto w oczy, że nic do mnie nie czujesz! Rozumiesz?!
Jego krzyk niósł się za mną korytarzem kiedy wybiegłam z sali. Budził mnie nocami. Zagnieździł się gdzieś głęboko we mnie by wracać za każdym razem, kiedy odważyłam się pomyśleć że jestem szczęśliwa.


cdn.



wtorek, 12 lutego 2013

2/100

Bilans:
8:00
sok z marchwi 95 kcal

18:30
barszcz czerwony 60 kcal

Razem:  155 kcal

100 DNI BEZ SŁODYCZY: 2/100







poniedziałek, 11 lutego 2013

1/100

Bilans:
14:30
3 łyżki buraczków 24 kcal
pieczone podudzie kurczaka ok. 200 kcal
Energy drink ( Gray Woolf bez cukru) 25 kcal
18:00
3 kromki chrupkiego pieczywa 75 kcal
3 małe plasterki polędwicy 60 kcal
margaryna 18 kcal

razem: 402 kcal

100 DNI BEZ SŁODYCZY: 1/ 100


Tydzień zaczął się bardzo pozytywnie. Mam nadzieję, że reszta będzie równie udana.




niedziela, 10 lutego 2013

Oficjalne otwarcie

Od jutra, razem z Olką (marudno.blogspot.com ) oficjalnie rozpoczynamy projekt


100 DNI BEZ SŁODYCZY

Ktoś chce się przyłączyć? Zapraszamy !








Plan działania

Spojrzałam realnie na siebie, swoją motywację, cel i możliwości zarówno fizyczne, emocjonalne jak i czasowe. Dokładnie sprawdziłam plan na uczelni, wybrałam zajęcia.
Plan działania wygląda następująco.
DIETA
Limit to 1000 kcal. Każdy dzień, który się w nim zmieści będę uważać za udany. Przy moim trybie życia 400 kcal jednego dnia, oznacza 3000 kcal następnego, albo zawroty głowy przy wyjmowaniu synka z łóżeczka.
600-800 kcal to optymalne wartości.
Jeden dzień w tygodniu ( wtorek) rezerwuję dla diety płynnej. Zbliża się wiosna, a wraz z nią owoce i bardzo szerokie możliwości koktajlowe. Korzystajmy więc :)
ĆWICZENIA
3 razy w tygodniu seans z Ewą Chodakowską ( środa, piątek i sobota).
PO OSIĄGNIĘCIU CELU
Utrzymać wagę i stopniowo zwiększyć limit do 1800- 2000 kcal.






sobota, 9 lutego 2013

Ostatnie kilka dni- zdecydowanie czerwone. Nie wiem co się ze mną dzieje.
Dziś jest dobrze. Lepiej. Niecałe 600 kcal.
Jutro dzień ważenia, ale zbliża się okres. To głupi czas na takie pomiary.
Pracuje nad mądrym planem dla siebie. Muszę się wreszcie jakoś zorganizować. Dieta wymaga czasu, a więc również planowania długoterminowego :) Napiszę Wam jak tylko dojdę do jakiś konstruktywnych rozwiązań :)
Koniec sfery marzeń, wejdźmy w sferę działań :)

Dobrej nocy Kochane.



- Możesz przestać zapychać moją sekretarkę wiadomościami?
-To możesz dasz jej podwyżkę? Tęsknię.
-To nie tęsknij.

piątek, 8 lutego 2013

Mistrz i Małgorzata, historia prawdziwa ( część VIII)

Dzień w którym urodził się mój synek był najcudowniejszym dniem mojego życia. 39- tydzień ciąży. 20 kwietnia 2012 r. , godzina 8:15. Waga: 3100 g, długość: 52 cm. 10 punktów w skali APGAR. Był piękny. Wydawał się zdrowy i silny. W drugiej dobie życia okazało się, że poziom bilirubiny znacznie przewyższa normę. Żółtaczka noworodkowa. Powszechna przypadłość, nie ma się czym martwić. Dwa dni fototerapii powinny rozwiązać problem- pocieszano nas. Jaś trafił do inkubatora pod specjalną lampę. Ponieważ jednak był głodny niemal co godzinę i tyle samo spędzał przy piersi, mieliśmy dla siebie dużo czasu poza tą nieprzyjazną, plastikową puszką. Sytuacja nie ulegała jednak poprawie, na domiar złego w piątej dobie życia, podczas rutynowego badania, pani doktor wysłuchała niepokojący szmer nad serduszkiem. Jasia przetransportowano do szpitala specjalistycznego. Ja razem z P. i moim tatą jechaliśmy zaraz za karetką. Przeciągające się w nieskończoność formalności na Izbie Przyjęć doprowadzały mnie do furii. Chciałam znów być blisko mojego maleństwa. Natychmiast po przekroczeniu drzwi oddziału usłyszałam jego krzyk, chociaż położono go w najdalszej sali. Serce mi pękało. Młodziutka pani doktor uspokajała mnie, że nie powinniśmy spędzić tu więcej niż kilka dni, że Jaś jest silny i ze wszystkim sobie poradzi. Oddział był w tym czasie przepełniony, jedyne miejsce dla mnie znalazło się w hotelu dla matek dwa piętra niżej. Ojcowie mieli wstęp na oddział na 10 minut dziennie, żeby towarzyszyć przy kąpieli. Byłam przerażona, samotna i wycieńczona. Pięć dni po cesarskim cięciu co godzinę pokonywałam dwa pietra by nakarmić synka. Po kilku dniach nie poznawałam siebie w lustrze. Kim była ta stara kobieta?
Wreszcie zwolnił się dla nas pokój na oddziale. Jaś został przeniesiony z sali ogólnej do izolatki, czyli pokoju dla mamy z dzieckiem. Było to maleńkie pomieszczenie z łóżkiem, szklanym łóżeczkiem dla maluszka, przewijakiem i wanienką, w każdą stronę można było zrobić maksymalnie dwa kroki. Dla mnie jednak był to szczyt luksusu. Pierwszej nocy po tej przeprowadzce stan Jasia gwałtownie się pogorszył: miał gorączkę, nie jadł, nie pił, płakał, przestał ruszać lewą rączką. Całą noc tuliłam go i nosiłam na rękach. Rano diagnoza: gronkowiec złocisty, posocznica. Oznaczało to dla nas kolejne 4 tygodnie na oddziale. Byłam coraz bardziej zmęczona, brakowało mi pokarmu, Jaś zaczął tracić na wadze. Zmuszeni byliśmy przejść na karmienie sztuczne. Kolejne kilkanaście dni było koszmarem. Codziennie oglądałam swojego synka w sterylnym, szklanym łóżeczku, zaplątanego w kable od kroplówek, pulsokrymetru, Holtera. Patrzył na mnie zamglonym od leków przeciwbólowych i uspokajających wzrokiem, albo niespokojnie spał. Przeszliśmy przez punkcję lędźwiową i transfuzję krwi.
Aż pewnego dnia zaczęło być lepiej, jego stan zaczął się poprawiać z każdą dobą. Ja, P., lekarze i zastępy martwiących się o niego ludzi odetchnęły z ulgą.
Jednej nocy, którą spędzałam jeszcze w hotelu dla matek, poczułam pod poduszką wibrację swojej komórki. Był środek nocy, właśnie wróciłam z karmienia. Na wyświetlaczu numer A. Nie kontaktowaliśmy się od dnia pogrzebu.
-Tak?- zapytałam szeptem, żeby nie obudzić współlokatorek.
-Yyyy...jest środek nocy. Miałem nadzieję, że nie odbierzesz.
-Słucham? To po jaką cholerę do mnie wydzwaniasz? - syknęłam do słuchawki.
- Chciałem, żebyś rano zobaczyła, że dzwoniłem i przypomniała sobie o mnie.
-Piłeś?- byłam wściekła.
-Piję bez przerwy. Co u ciebie? Przyjdziesz na mój spektakl dyplomowy?
-Kiedy?
-Piątego maja.
- Nie wiem czy wyjdziemy ze szpitala.
-Co się dzieje? Chłopiec czy dziewczynka?- nie byłam zdziwiona, że wie. Moja siostra zna wielu ludzi z teatru.
- Chłopiec. Jaś- mój głos mimo woli staję się miękki.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?- wydawał się być smutny.
- Przecież wiedziałam, że się dowiesz. Potrzebujesz indywidualnego powiadomienia?
-Nie tylko...
- Tylko co?- przerywam mu.
- Nic. Dawno się nie widzieliśmy. Fajnie byłoby się spotkać.
- Być może przyjdę na twój dyplom.
-Byłoby mi bardzo miło. Nie męczę cię dłużej. Miło było usłyszeć twój głos.
-Tak. Ciebie też dobrze słyszeć. Dobranoc- rozłączyłam się.
Zamknęłam oczy. Obok mnie poprawiała poduszkę i ułożyła się wygodnie...Małgorzata. Powitałam ją z ulgą, jak starą znajomą.
Chciał, żebym pomyślała o nim rano? Pomyślałam. I jeszcze wielokrotnie później. Zadanie wykonane.



wtorek, 5 lutego 2013

Zmieniłam jedno ze swoich postanowień. Aerobiczną 6 Weidera zamieniłam na 3- tygodniowy program Sexy Figura z Ewą Chodakowską.  Program angażuje wszystkie grupy mięśni i zawiera w sobie trening cardio ( na czym bardzo mi zależy, ze względu na dużą utratę kalorii), jest więc dużo bardziej wszechstronny niż a6w ( i tak jak ona modeluje mięśnie brzucha). Ćwiczenia są zróżnicowane więc mam nadzieję, nie porzucić ich z powodu monotonności jak to bywa w moim przypadku z szóstką.
Jednorazowy trening trwa 50 minut i powinien być powtarzany trzy razy w tygodniu. Jeśli czas pozwoli mam zamiar robić przerwę tylko w weekend.
Nie ma co, Ewa dała mi dzisiaj wycisk! Spociłam się jak mysz ( ku ogromnej uciesze P. i mojego syna- takie oto wsparcie od tych moich mężczyzn :) )


Dzisiejszy bilans:
1. Spaghetti 405 kcal





poniedziałek, 4 lutego 2013

Mistrz i Małgorzata, historia prawdziwa ( część VII)

Kupiłam bukiet białych róż, przewiązałam czarną wstążką. Na pogrzeb postanowiłam iść pieszo, około godziny drogi, Potrzebowałam tego czasu, żeby się oswoić z czarną sukienką, różami, z koniecznością stanięcia twarzą w twarz z rozpaczą człowieka, który jest mi tak bliski, tak bardzo dla mnie ważny.
Przed bramą cmentarza zastałam sporą grupę osób, rozpoznałam kilka znajomych z teatru twarzy, reszta była dla mnie zupełnie obca. Zobaczyłam go kiedy wysiadał z samochodu. Nie ruszyłam się z miejsca. Nie dlatego, że uznałam że są osoby, które powinny przywitać się z nim wcześniej, takie rzeczy nigdy mnie nie obchodziły. Zaskoczył mnie. Był bardzo blady, wycieńczony, ale jego oczy wyrażały taki spokój jakiego nie widziałam nigdy wcześniej, ani nigdy potem. Łagodnym skinieniem głowy pozdrawiał obecnych, a ja miałam ochotę usiąść na pobliskiej ławce i płakać za niego, wyrzucić z siebie jego ból. Pękało mi serce.
Wmieszana w tłum ruszyłam za trumną starając się zapamiętać drogę. Uroczystość była długa, uświetniona wieloma wspaniałymi przemówieniami. Piękna. Jego głosu nie usłyszałam ani razu.
Przepuściłam wszystkich, składałam kwiaty jako ostatnia. Kiedy do niego podeszłam raz jeszcze poszukałam w jego oczach choćby śladu łez, ta bardzo chciałam jego ulgi. Nic. Tylko ten porażający spokój. Objęłam go. To on przytulam mnie. Nie odzywałam się. On też milczał. Pocałowałam go bez słowa i odeszłam. Zanim otoczyło go znów grono najbliższych przyjaciół stał sam nad grobem swojego ojca. Nie odwróciłam się za siebie ani razu. Klucząc między alejami prawie biegłam. Uciekałam. Jak najdalej od jego oczu.
Wiosną po tamtej jesieni urodził się mój syn.


niedziela, 3 lutego 2013

Lista książek

10:00
2 kromki chleba żytniego ze słonecznikiem 154 kcal
2 małe plasterki polędwicy drobiowej 40 kcal
4 plasterki zielonego ogórka 5 kcal
margaryna 9 kcal
małe jabłko 36 kcal

14:00
zupa pieczarkowa z grzankami (Winiary) 66kcal
kromka chleba żytniego ze słonecznikiem 77 kcal

18:00
2 kromki pieczywa chrupkiego 49 kcal
jogurt naturalny 96 kcal

RAZEM: 532 kcal


Tworzę listę książek do przeczytania w tym roku. Jakieś propozycje? :)



Porażka ostatniego tygodnia.


WAGA: 53,3 kg ( co za dramat)
WYMIARY:
Biust :83 cm (+1 cm)
Talia:65 cm (+1 cm)
Biodra: 83 cm (bez zmian)
Pupa: 88 cm ( -1 cm)
Udo: 45 cm ( -1 cm)

Wynik ważenia delikatnie mówiąc niezadowalający. Nie ma się co dziwić. Ostatni tydzień do chlubnych nie należał.
Wczoraj, po raz kolejny walcząc z zawrotami głowy myślałam: " w imię czego to wszystko?" Gotowa byłam rzucić to w cholerę.
Przed zaśnięciem wiedziałam już, że nie mogę odpuścić. Cel musi zostać osiągnięty. Za wszelką cenę.



sobota, 2 lutego 2013

Mistrz i Małgorzata, historia prawdziwa ( część VI)

Podczas tamtego spotkania głównie słuchałam: A. opowiedział mi o chorobie nowotworowej swojego ojca, przyznał że poczuł się zraniony moim odejściem, przepłakał wiele dni, ale wszystko sobie przemyślał. Mówił, że nie chce ode mnie niczego poza możliwością zatelefonowania, chwilą rozmowy. Wystarczy, że nie zniknę na zawsze. Zgodziłam się. Ja też przecież tęskniłam. Tak powoli powstawał między nami kruchy kompromis, który przez kolejne dwa lata doprowadziliśmy niemal do perfekcji. Ja wciąż byłam z P. Byliśmy szczęśliwi, planowaliśmy wspólną przyszłość. A spotykał się w tym czasie kolejno z kilkoma dziewczynami. Jedną z nich nawet poznałam- sympatyczna, filigranowa blondynka. Cieszyłam się kiedy mówił, że kogoś ma. Chciałam, żeby mu się udało. Całym sercem życzyłam mu szczęścia. Czasem wspominaliśmy naszego Fausta, ale raczej w kategorii starych dobrych czasów. Kiedy po raz kolejny któryś z jego związków okazywał się niewypałem, mówił, że to dlatego, że on mógłby być tylko z kimś takim ja ja. Odpowiadałam, że się uparł. Nie drążyliśmy tematu. Nasze spotkania były rzadkością. Spotykaliśmy się raz na kilka miesięcy. Przez te dwa lata może trzy, cztery razy. Za każdym razem poruszała mnie swoboda między nami. Chociaż nasze spotkania dzieliło mnóstwo czasu czułam się tak, jakby coś po prostu przerwało nam rozmowę, jakbyśmy zaledwie po chwili, wracali do urwanego wpół zdania.
Po maturze spakowałam ogromną walizkę i razem z moją przyjaciółką pojechałyśmy do Poznania. J. zaczynała tam studia od października i zamierzała przepracować tam wakacje. Osiem godzin spędzałyśmy w dusznych boksach pracując jako telemarketerki, potem urządzałyśmy mieszkanie, skręcałyśmy meble, wieczorami dawałyśmy się wchłonąć staremu miastu, które każdej nocy miało nam do zaoferowania coś innego, olewałyśmy przynajmniej kilku facetów każdego wieczora, piłyśmy Jacka Daniellsa prosto z butelki i dwie noce spędziłyśmy na balkonie. To były najcudowniejsze wakacje w moim życiu. Na początku września P. wyjeżdżał do pracy do Belgii. Chciałam się z nim pożegnać więc zabrałam swoją ogromną walizkę i bezpośrednio z Poznania pojechałam do Gliwic. Jakiś czas wcześniej podjęliśmy decyzję, że chcemy mieć dziecko. Wtedy się udało. Do Gdańska na kurs przygotowawczy przed przed rozpoczęciem roku akademickiego nie jechałam już sama.
W akademiku zakwaterowano mnie z dziewczyną z Opola- od razu znalazłyśmy wspólny język. Ona chciała zdawać do łódzkiej filmówki- o reżyserii i scenariopisarstwie mogłyśmy rozmawiać godzinami. Szybko też znalazłam pracę w Dzienniku Bałtyckim. Morska bryza mi sprzyjała. Aż którejś nocy obudziła mnie wibracja telefonu. Wiadomość od A. Treść: Mój tata nie żyje.