niedziela, 17 lutego 2013

Mistrz i Małgorzata, historia prawdziwa ( część X )

Nie odbierałam telefonów, nie odpisywałam na maile i sms-y, ignorowałam prośby o spotkanie. Płakałam tylko czasem.
Jesienią odcięcie się od tego wszystkiego stało się jeszcze prostsze. Studia prawnicze pochłaniały większość mojego czasu. Zaczęłam wstawać o 5:00, żeby dojechać 50 km na uczelnię i zdążyć na poranne zajęcia. Wracałam wieczorem, kąpałam Jasia i uczyłam się. Wolne dni poświęcałam synkowi. W miarę upływu czasu liczba połączeń i wiadomości stopniowo się zmniejszała.
Dni mijały jeden za drugim w ekspresowym tempie. Ledwo się obejrzałam, a już musiałam zacząć się przygotowywać do sesji. Schowana za stosem kodeksów i orzeczeń długie godziny spędzałam w bibliotece.
Tamten dzień nie różnił się niczym od innych. Weszłam do czytelni zaraz po otwarciu,  chwilę porozmawiałam ze znajomą już bibliotekarką, skompletowałam potrzebną literaturę i zostawiłam legitymację na biurku. Usiadłam przy swoim ulubionym stole na końcu sali. Godziny mijały, przewinęło się kilka osób. Zrobiłam sobie krótką przerwę na kawę chwilę przed moim ulubionym momentem dnia. Najlepiej pracuje mi się kiedy za oknami zrobi się już ciemno. Tamtego dnia padał gęsty śnieg, chwilę patrzyłam jak miękko otula brudny, przepełniony parking. Zapaliłam małą lampkę na swoim stole i pogrążyłam się w nauce. Przed 18:00, poganiana przez znaczące pochrząkiwania bibliotekarki zebrałam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Chwilę zajęło mi odnalezienie numerka z szatni. Kiedy odzyskałam już kurtkę i opatuliłam się szczelnie długim szalikiem, celowo sprowokowałam swoją obecnością mechanizm rozsuwanych drzwi, które wypuściły mnie na ulice coraz bardziej białego miasta.
- Alicja!
Stopa poślizgnęła mi się na stopniu schodów, gwałtownie złapałam się poręczy, żeby nie spaść. Słyszałam uderzenia własnego serca. Odwracając głowę miałam ochotę zamknąć oczy.
- Uważaj, bo spadniesz.- już nie miałam wyboru, musiałam znowu spojrzeć mu w oczy.
- Co ty tu do cholery robisz?- syknęłam.
- Czekam na ciebie- był bezczelny.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Nie dawałaś znaku życia, musiałem sprawdzić czy wszystko w porządku.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie- chyba się bałam.
- To nie ma znaczenia. Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
- Dlaczego nie dasz mi po prostu spokoju?
- Bo cię kocham.- wiedziałam już, że muszę to zrobić. Miałam ochotę uderzyć go w twarz. Nienawidziłam go za to do czego mnie zmusił.
- Ja ciebie nie kocham- zaskakująca była dla mnie moja siła i stanowczość.
-Spójrz mi w oczy- natychmiast wykonałam polecenie. Cofnęłam się o krok kiedy zobaczyłam łzy i przerażenie w jego oczach, byłam pewna że odbiły się w moich- I teraz powtórz to co powiedziałaś.
- Nie- kocham- cię- natychmiast opuściłam głowę, żeby już nie musieć na niego patrzeć.
- Wiem, że kłamiesz. Znajdę cię, wszędzie rozumiesz? Nie schowasz się przede mną. Wiem o tobie wszystko- szeptał. Nie dotykał mnie, a ja mimo to czułam się uwięziona w tamtym miejscu. Podniosłam głowę i zobaczyłam tamten spokój. Widziałam go już. Jeden jedyny raz, z ogromną nadzieją, że nie zobaczę go już więcej.
Odwróciłam się i odeszłam. Nie spojrzałam za siebie. Zdecydowanie wolę jak krzyczy.


cdn.




2 komentarze: