piątek, 15 lutego 2013

Mistrz i Małgorzata, historia prawdziwa ( część IX)

Przebywając na oddziale miałam tylko jedno marzenie: zabrać synka na spacer.
Do domu wróciliśmy na początku czerwca, choć jeszcze nie kalendarzowe, lato było w pełni. P. wychodził do pracy wcześnie rano, wracał najczęściej późnym popołudniem.
Około godziny ósmej rano podawałam Jasiowi porcję mleka, zakładałam lekkie body i usypiałam. Śpiącego wkładałam do wózka i wychodziłam z domu. Kiedy tylko zamykałam za sobą drzwi budził się we mnie dziwny niepokój i niepewność. Dopiero po kilku dniach zdałam sobie sprawę ze źródła tych uczuć. W dniu spektaklu dyplomowego A. byliśmy jeszcze z Jasiem w szpitalu. Nie pojawiłam się więc, ani nie kontaktowałam się z nim od czasu tamtej nocnej rozmowy. Szukałam go. Godzinami pchałam wózek, po chodnikach i parkowych alejach, które otaczały miejsca w których mógłby być, wielokrotnie wracałam do tych w których byliśmy razem. Chciałam spotkać go przypadkiem, chociaż zobaczyć z daleka. Pielgrzymowałam niemal codziennie, nie mając nawet pewności czy szukam we właściwym mieście.
Byłam bardzo zmęczona wydarzeniami ostatnich miesięcy. Postanowiłam wykorzystać koncert na zakończenie roku artystycznego zespołu w którym tańczyłam przed maturą, by oderwać się na chwilę od tego wszystkiego. Przekraczając próg Centrum Kultury odetchnęłam z ulgą.
Wpadliśmy na siebie przed drzwiami sekretariatu.
- A.? Co ty tutaj robisz?- z zaskoczeniem stwierdziłam, że uczuciem które mnie zdominowało był strach.
-Staram się tu o stanowisko instruktora teatralnego. Ładnie wyglądasz. Z Jasiem już wszystko w porządku?
-Tak, dziękuje.
-Masz chwilę? Może byśmy zamienili kilka zdań?
Spojrzałam na zegarek. Do koncertu zostało jeszcze pół godziny.
-No dobrze. Sala baletowa powinna być wolna. Chodź.
Podążył za mną korytarzem. Niepewnie nacisnęłam klamkę, drzwi jednak ustąpiły. Lustrzana sala przywitała nas mnogością naszych własnych odbić.
-Witaj w mojej świątyni- nie wiem do kogo powiedziałam to bardziej: do niego czy do siebie. Oddychałam spokojnie. Rozkoszowałam się znajomą wonią drewna, linoleum i pasty do podłóg. Podeszłam do luster, przesuwając dłonią po lakierowanym drążku zrobiłam kilka kroków. Promienia zachodzącego słońca tańczyły w moich włosach. Poczułam ulgę. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się lekka i piękna.
A. w milczeniu podążał za mną wzrokiem. Wreszcie nasze spojrzenia skrzyżowały się na powierzchni szklanej tafli. Chwilę trwaliśmy w bezruchu, potem wspięłam się na palce i powoli odwróciłam stając twarzą do niego.
- Nie tylko na scenie jesteś tak oszałamiająco piękna. Tutaj też.
Nie odpowiedziałam.
-Brakowało mi ciebie.
- Mi ciebie też- natychmiast żałowałam, że to powiedziałam- Co u Ani?- przypomniałam sobie imię jego ostatniej dziewczyny.
- Nie jesteśmy już razem.
-Och. Przykro mi.
- Niepotrzebnie- ton jego głosu wibrował w moim ciele. I nagle, zupełnie oszołomiona obserwowałam zwielokrotnione odbicie dwojga obejmujących się ludzi. A. jest ode mnie dużo większy i silniejszy jednak zareagował natychmiast na napięcie moich mięśni. Odsunął się ode mnie, dzielący nas dystans pozostał jednak bardzo niewielki.
- Jesteś szczęśliwa?- nie wiedzieć czemu szeptał.
- Co to za pytanie? - moja odpowiedź padła równie cicho.
- Przepraszam cię. Ja po prostu, ja dużo myślałem o tym wszystkim. Wiesz, że to co nas łączy nie stało się tylko na scenie. Kocham cię i jeżeli istnieje chociaż cień szansy, że ty też coś do mnie czujesz to będę walczył. Nie mogę znów pozwolić ci zniknąć. Budowałem dziesiątki związków łudząc się, że jakaś kobieta zajmie w moim życiu twoje miejsce. Wiele razy zdradziłem cię fizycznie, ale tylko tobie tak naprawdę zawsze byłem wierny. Wiem, że masz dziecko, ale poradzę sobie z tym. Jestem gotowy stworzyć wam dom, zostać twoim mężem, wychować Jasia i pokochać go jak własnego syna, tylko daj mi szansę- w jego oczach widziałam swoje własne łzy.
-Powiedz coś! Dlaczego nic nie mówisz?!- delikatnie potrząsnął mną trzymając za ramiona. Z wielkim trudem przełknęłam gulę blokującą moje gardło.
-Co mam ci powiedzieć.
-Prawdę.
-Prawdę? Dobrze. Otóż prawda jest taka, że kocham cię,  że kochałam cię przez wszystkie te lata, płakałam z tęsknoty tysiąc razy wracając do książki którą mi dałeś, gryzłam z bólu ręce. Taka jest prawda, ale to niczego nie zmienia.  Mam dziecko, wychodzę za mąż, zrozum. Moje uczucia do ciebie nie mają znaczenia.
-Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Dlaczego, nie..- przerwałam mu w pół słowa.
- Dlaczego? A co miałam ci powiedzieć?! Cześć, wiem że od roku się nie widzieliśmy, ale ja muszę mieć teraz dziecko. Co ty na to? I co niby byś mi powiedział?!
- Nie wiem. Musiałbym to przemyśleć. Wiem, że mimo to jeszcze wszystko może być inaczej. Uwierz. Daj nam szansę. Co mam zrobić? - jego gwałtowność i rozpacz ciążyły mi niemal fizycznie.
- Zapomnij.
-Zapomnij?! Zapomnę, jak powiesz mi prosto w oczy, że nic do mnie nie czujesz! Rozumiesz?!
Jego krzyk niósł się za mną korytarzem kiedy wybiegłam z sali. Budził mnie nocami. Zagnieździł się gdzieś głęboko we mnie by wracać za każdym razem, kiedy odważyłam się pomyśleć że jestem szczęśliwa.


cdn.



2 komentarze: